Kolejny raz Żwirownia …

Wyrobisko przyciągnęło Jurka, Piotra L, Paweł B, Artura i Andrzeja.

Początkowo Jurek i Paweł na bezdechu trenowali na Betlejem. Latając przy miernych 3 metrach, widzieli jak Piotr bimba na żwirowni. Model wyskakiwał znad drzew, tam wydmuch przy słabym wiaterku był lepszy.

Spakowani przenieśli się na Żwirownię. Zdechło … mierne 2-3 metry. Dało się latać ale na wyjątkowych oparach.

Po 12-stej mgiełka przeszła, wyszło na chwilę słoneczko … i mocno się rozwiało. Było 5-6 metrów, i odbalastowane modele bimbały do stratosfery. Nie dało się długo latać, oczy łzawią, wiatr jak żyletka przenika pod ubranie. Ręce grabieją, a do latania w rękawiczkach trzeba niestety w tym sezonie już powoli przywyknąć.

Niestety na Betelejem nie prześwięcony przez Kierownika jeszcze „szmaciarz” sobie startował pod lecący na oparach model. Nieładnie tak bez słowa stawiać skrzydło pod lecący szybowiec. Gdyby nie odleciał tak daleko w dół pewnie Kierownik by mu powiedział co o tym myśli w Kierowniczy specyficzny sposób.

Dzień udany, ręce zmarznięte.  Długi weekend zaliczamy do udanych.

„Specyfick”

Posted in Dziennik lotów.