Już kilka dni wcześniej spodziewaliśmy się północno wschodniej cyrkulacji i spełniło się.
- Na klif, bo to magiczne miejsce,
- Na klif bo tam latanie ma szczególny smak,
- Na klifie ustawimy się w kolejce.
- Na klifie chcemy złapać w skrzydła wiatr .
I przybyliśmy, pierwszy jak zwykle Kierownik, odlatał co jego i tyle go widzieliśmy. Reszta ,,młodzieży” czyli Piotr L. i Waldek zmieniła Kierownika i jego falezę na posterunku i zaczęło się śmiganie.
W odwiedziny wpadł i Kuba, ale bez modelu i na krótko, chciał powąchać wiatr. Piotr L. ze swoim Vikosem jak zwykle na full balastowanym doskonalił co doskonałe, Waldek ze swoim modyfikowanym Backfirem podnosił sobie poziom adrenaliny latając coraz bliżej krawędzi , aż skończyło się zaczepieniem o krzewy i figurą jakiej nie powstydzili by się mistrzowie akrobacji we Freestyle.
Chciało by się powiedzieć, szkoda, że filmowca przy tym nie było, ale model choć wydawało się , że zakończy swój żywot, dzięki zbawczemu podmuchowi od klifu oraz odruchowej reakcji pilota bezpiecznie osiadł na krawędzi zbocza.
Mimo ,że prędkość wiatru momentami była chyba nawet poniżej 2 m/s, zmrożone gęste powietrze bezproblemowo dawało oparcie rozpędzonym skrzydłom. Przez pewien czas uśmiechnęło się do nas także słońce, oświetlając zatokę i poprawiając nasz i tak wesoły nastrój. Wiatr kołysał zmrożone przybrzeżne fale, a kutry w Mechelinkach sennie spoczywały na brzegu w oczekiwaniu aż puszczą lody.
Piotr zużył limit prądu i odjechał, szkoda bo jest na co popatrzeć jak lata.
Pozostając samotnie na klifie postanowiłem sprawdzić mój kieszonkowy model sondażowy, którym testuję różne nowe zbocza.
Okazało się, że i ten modelik bardzo lubi atmosferę klifu i mimo wagi piórkowej dawał się rozbujać do niezłych prędkości.
Chylące się ku zachodowi słońce przypomniało o nieuchronnym powrocie do rzeczywistości. Klif to jednak magiczne miejsce. „Waldek”