Nie samym lataniem człowiek żyje

Po tym jak Harley’owcy skosili niemal całą klifową łączkę, wypadało przyciąć trawę tam gdzie nie mogła wjechać maszyna i przy okazji zebrać śmieci po turystach. Wystarczyło kilka godzin pracy z przerwą na grilla (przerwanego również przez letnią burzę), aby klif w Mechelinkach zaczął przypominać pole golfowe 🙂

Z jednej strony nic tylko się cieszyć. Zrobiło się przyjemniej i ładniej.

Z drugiej strony będzie trudniej lądować. Wysoka trawa doskonale łapała rozpędzony i ciężki model. Teraz jeśli nie zatrzymamy modelu w połowie polany, czeka nas myjnia automatyczna w wersji DE LUXE.

Najpierw szorowanie o krótkie pozostałości krzaków, potem ślizg w wiecznie stojące kałuże, następnie piaskowanie na glinianym klepisku, aby wskoczyć w ostatni etap – polerowanie na krótkiej i miękkiej trawie. A jeśli będziemy zabalstowani po korek, z łatwością zmieścimy 3m rozpiętości model w otwartym samochodowym bagażniku.

Może i brzmi nieprawdopodobnie, ale tylko do pierwszego nieostrożnego podejścia do lądowania. 🙂

Posted in Dziennik lotów.