Klif dla cierpliwych

Klif od rana wzywał fanów f3f  na wybrzeże.

Po telefonicznych uzgodnieniach z Kierownikiem, przydługawych przygotowaniach oraz po pokonaniu domowego ruchu oporu ruszyłem i ja. Po przyjeździe niespodzianka. Kierownik już nalatany ( egoista , tak pomyślałem wylatał wszystko sam), a na krawędzi zdychający meterek, ale za to kierunek właściwy. Zdawało się, że nie ma już szans na polatanie, wcześniej trochę pokropiło ale już za chwilę świeciło słońce. Twardo jednak złożyłem Pike Precision bo lżejszy ( w tym momencie 2140 ) i przyczaiłem się na jakiś podmuch a tu nic.

Nawet sam Kierownik odradzał start bo po co mam skakać po stoku za modelem, nie uleci. No to czekamy Julka,  Kasia ( zabrałem ruch oporu ze sobą), ja i KIero który jak zawsze aktywnie zabawiał towarzystwo, jednocześnie pocieszając mnie, że klif nagradza cierpliwych i nie przyjechałem tu na darmo.

Świecące słońce, a może raczej nadchodząca zmiana pogody zrobiły swoje. Najpierw drgnęło na tyle, że Precision na małych klapach ruszył w powietrze. Po kilku a może kilkunastu minutach ( dla latającego nie na zawodach czas zatrzymuje się w miejscu), i wielu piskach radości Julki ( a może tak sygnalizowała bazy), można było śmigać bez klap. Pike pocinał coraz śmielej, Kasia i Jurek zrobili parę fotek, kilka razy lądowałem bo siadło, potem znów dmuchnęło, trochę poprawek środka ciężkości, a później ruszyła bryza, i całkiem przyzwoita jazda.

Nawet Kierownik choć już się pakował złożył Stinga ponownie i ruszył w niebo. Skoro tak można było złożyć Stingera, jest trochę cięższy( 2440) ale niecałe trzy metry  na sekundę powinny wystarczyć. No i starczyło, po pewnym czasie było chyba nawet więcej bo Stinger coraz bardziej ochoczo wywijał na zakrętach nawet czasem pozwalając na lekkie bimbnięcia. Skoro tak to trzeba było dodać nieco balastu, co uczyniłem w obu modelach , jednocześnie łaskawie ustępując miejsca Kierownikowi.

Jednak klif spłatał figla. Po starcie Stingera trochę zdechło i jazda była problematyczna. Trzeba było lądować. Pike z dodanymi 300 gramami jeszcze sobie radził ale też niedługo i znowu były problemy ze środkiem ciężkości, trzeba było przesunąć balast do przodu potem znowu zmniejszyć o połowę bo jeszcze bardziej osłabł wiatr.

Na finał polatałem pustym Stingerem  dla potwierdzenia , że jeszcze da radę i wyszło całkiem nieźle. Tymczasem od półwyspu coraz bardziej zbliżały się najpierw niskie chmury a za nimi zamglenie.

Wzrastający chłód , spadająca widoczność i aktywność ruchu oporu zmierzająca do powrotu, położyły kres  kolejnej udanej wyprawie na klif łaskawy dla cierpliwych.

„Waldek”

Posted in Dziennik lotów and tagged , , , , , .