Rugia po raz trzeci

Mocnym zespołem w składzie; Andrzej, Jurek, Adam i ja pojechaliśmy walczyć i zbierać kolejne doświadczenia w najbardziej chyba „kultowej” imprezie świata F3F-u czyli German Open.

Na miejsce dojechaliśmy dwoma samochodami. Andrzej i Jurek mogli wyjechać wcześniej i dzięki temu polatali dla otrzaskania się ze słonym wiatrem. My z Adamem dojechaliśmy dopiero w nocy. Zakwaterowanie mieliśmy w znanym nam z pierwszego pobytu miejscu, tuż obok miejsca, w którym odbywały się brifingi czyli Rugenhof .

Pierwszy dzień rozpoczęliśmy przy pięknej słonecznej pogodzie i wietrze około 15 m/s prosto w wysokie na kilkadziesiąt metrów zbocze. Z naszej ekipy startowałem jako pierwszy. Sprawdziłem model i spokojnie oczekiwałem na start. Stając na starcie okazało się, że przestało funkcjonować jedno serwo lotki i po kilku próbach poprawienia wtyczki zrezygnowałem ze startu. Z pomocą przybiegł mi lokalny rolnik, który zgłaszał organizatorowi pretensję, że latamy na jego polu. Tych kilka minut zamieszania wykorzystałem, aby błyskawicznie pobiec po drugi model, przesypać wszystkie balasty z jednego do drugiego i stanąć do pierwszego lotu. Niestety ręce mi się mocno po tym wszystkim trzęsły. Uzyskane 45 sekund dało mi dopiero 28 pozycję. Czułem, że muszę szybko dokonać naprawy i wrócić do podstawowego modelu. Ustaliłem przyczynę, zlutowałem na nowo kable i zdążyłem na drugą kolejkę. Przesypałem wszystkie balasty i stanąłem na starcie. 46 sekund dało mi 34 pozycję. Niestety przy lądowaniu zawiesiłem na chwilę 5 kg w powietrzu a jakie były tego skutki wszyscy doświadczeni wiedzą .

Niedoświadczonym podpowiem, że musiałem w trzecim locie sięgnąć po mój trzeci model. Aby to zrobić musiałem zabrać Adamowi z jego Freestylera moje stateczniki. On z kolei założył stateczniki od Sigiego i poleciał niedotrymowanym modelem uzyskując 40 sekund . Tkwi w nim potencjał. Ja uzyskałem marne 45 i pozycja 38.

W czwartej rundzie Adam czując potencjał poleciał jeszcze szybciej i na jednej z ostatnich baz po lewej stronie zerwał strugi. Model zdziczał… Gdyby stał na krawędzi może dałby radę go uratować. Niestety na krawędzi „wali” po twarzy piachem i kamykami i piloci stoją kilka metrów z tyłu. Kilka metrów w F3F-e na takim poziomie prędkości to przepaść. Model wydaje się do odbudowania, ale zero odbiło się mentalnie i trzeba było sięgnąć po kolejny model. Ja podczas absolutnie prawidłowego lądowania zahaczyłem kamień i też sięgnąłem po kolejny model. Miej więcej tym stylu przebiegł mi i Adamowi cały pierwszy dzień. Andrzej latał bardzo równo i bardzo dobrze, Jurek Toxikiem też nieźle, bo uplasował się na 25 miejscu po pierwszym dniu.

Dzień drugi rozpoczynałem jako pierwszy. Lot na nowym zboczu, pogoda pochmurna, wilgotna. Wiatr około 6m/s. Zbocze podobne do naszego w Gniewie, czyli słabo pracujące przy słabych wiatrach. Byłem dobrze skoncentrowany. Uzyskałem 53 sekundy, co w tych słabych warunkach dało mi 10 pozycję. Piękne podejście do lądowania i łomoty z gruchotami podczas przyziemienia. Tym razem ten kamień, który trafił w natarcie nie był ostry i lekko je wgniótł. Ostre były te pod skrzydłem… Po mojej próbie lądowania na polu zmieniliśmy miejsce do lądowania na łąkę z boku zbocza. Od tego momentu loty przebiegały bez strat przy lądowaniach. Stratę zaliczył jedynie Jurek po niefortunnym starcie zaliczył wycieczkę-konieczność w dół zbocza i konieczność wymiany serwa w klapie Respecta. Dzień bez zapowiadanego deszczu pozwolił na rozegranie 5-ciu kolejek.

W tym samym czasie, co nasze zawody odbywał się na Rugii bieg maratoński. Zawodnicy biegli dokładnie w miejscu podejścia do lądowania i trzeba było robić przerwy, aby zawodnicy mogli przebiec, bo żaden z nich nie chciał się zatrzymywać, aby przepuścić model ( w pełni ich rozumiem). Wieczorem bankiet w stodole pozwolił na smakowanie lokalnych specjałów i zacieśnianie kontaktów z innymi pilotami. Na bankiecie poinformowano nas, że w niedzielę nie będzie briefingu i pojedziemy od razu na zbocze, a informacja na które ukaże się dopiero rano o 8.30 na stronie f3f.de.

W niedzielę wstaliśmy wcześniej niż zwykle, bo wyjazd na zbocze był wcześniejszy, a trzeba jeszcze było ogarnąć nasze lokum i spakować manatki. Na Turbulatorze zjawiliśmy się jako jedni z pierwszych. Wiatr wiał około 8 m/s, ale kierunek był mocno odchylony.

Jako członek Jury wykonałem lot testowy i podjęliśmy decyzję, że jedyne rozsądne rozwiązanie to zmienić lokalizację na „Windtunel” w Krepitz. Po około 2 godzinach znowu jako pierwszy rozpoczynałem dzień. Model dobrze trzymał się powietrza, udało mi się go nieźle rozpędzić, ale niewyczuwalna na krawędzi odchyłka i inne niż zazwyczaj ustawienie baz poskutkowało dwoma niedolotami, w tym jednym poważnym z koniecznością nawrotu. Mimo, że wszyscy zawodnicy przyglądali się dokładnie mojemu lotowi, zaraz po mnie wielu złapało się na lewą pułapkę. Tego dnia udało się rozegrać dwie kolejki lotów i około godziny 14.45 odbyło się zakończenie zawodów. Wyniki szczegółowe są do obejrzenia na stronie f3f.de. Te dwie ostatnie kolejki przyniosły bardzo duże przetasowania w czołówce. Ci którzy mieli niedoloty spadli, a ci którzy przeszli idealnie poszli w górę.

Podsumowując:

Niezwykle silne zaplecze ma ekipa niemiecka, ze zwycięzcą Andreasem Herrigiem na czele.

W pierwszej dziesiątce znalazło się tylko dwóch obcokrajowców. Pierwsza dziesiątka to również jedna Caldera, reszta Freestylery. Dobry pilot i Freestyler – jest na obecną chwilę niezastąpionym duetem.

W pierwszej dwudziestce tylko pięciu obcokrajowców. Tym bardziej na uznanie zasługuje wynik Andrzeja w postaci 88,21 %. Pozostałe miejsca z naszego zespołu były bardzo odległe, lecz wynik procentowy już nie taki fatalny, w porównaniu, do kogo się mierzyliśmy. Nikomu na całych zawodach nie trafił się bąbel termiczny, warunki wiatrowe były dość stabilne a zmiany prędkości wiatru bardzo łagodne. Rozegranych trzynaście kolejek wyeliminowało przypadkowość wyników.

Miłym akcentem ze strony wielu pilotów były pożegnania w stylu do zobaczenia na Spring Cup. Gdzieniegdzie widać było na skrzynkach modelarskich naklejki z naszych imprez w Trójmieście. Wielu zawodników pytało: a kiedy będziemy latać u was na tym dużym klifie? Ale to pytanie to już raczej do Kierownika…

Pozdrawiam Kuba

Pragnę wyjaśnić pewne nieporozumienie, które powstało w tekście, na które zwrócił mi uwagę Kamil. Chodzi o stateczniki do mojego modelu. W tekście brzmi to tak jakbym połamał swoje i użył do lotu obcych stateczników. Otóż pragnę wyjaśnić, że Adam miał założone moje stateczniki bo mu się nie chciało założyć swoich (od Siggiego) do swojego modelu (od Sigiego). On latał na swoich statecznikach a ja na swoich. Zawody zakończyliśmy z pięcioma parami nieuszkodzonych stateczników. Trzy pary moje i dwie Adama. Nie zachodziła tu więc konieczność jakichkolwiek niezgodnych z regulaminem FAI działań.To niefortunne sformułowanie sugeruje na dodatek, że udział w tym brał Siggi. Jego udział był taki, że podarował Adamowi model na urodziny, który dla rozróżnienia nazywamy Freestylerem Siggiego. No cóż tak to jest jak się inżynier zabiera za pisarstwo.

Kuba

________________________________________

Zdjęcie w nagłówku za zgodną autora.

Galeria  Tomáš Winkler

 

_

Posted in Dziennik lotów and tagged , , , , , .