Ale czad (na zbiorniku)

Dzisiaj 17.02. korzystając z chwili wolnego czasu, bardzo dobrych prognoz i jeszcze lepszych przeczuć wyskoczyłem na samodzielną eksplorację zbiornika.

Rzeczywistość trochę nawet przerosła moje oczekiwania. Po zmontowaniu Pike’a i początkowym zabalastowaniu 500 gram ruszyłem w powietrze. Już od samego początku model w nawrotach ładnie wspinał się w górę w nawrotach. Natomiast prędkości były jakby nieadekwatne do uzyskiwanych wysokości, czyli za mało balastu. Ale dla treningu pozostałem jeszcze chwilę w powietrzu, bo turbulencja była coraz większa a zmienność warunków coraz częstsza. Występowała też piękna termika, z której nie omieszkałem także skorzystać i pofiglować z mewami. Ale to tylko przerywnik. wylądowałem i dołożyłem jeszcze 600 więc razem już było 1100. Dla Pike”a to już był niezły balast. Kilka razy złamałem mu już dzióbek przy lądowaniu z takim obciążeniem. I było chyba akurat.

Przeważnie model z pięknym szumem przecinał wiosenne powietrze. Termika i zawirowania od drzew tradycyjnie na zbiorniku płatały mi figle. Momentami wydawało mi sie ,że już będzie po modelu ( szkoda ,że państwo tego nie widzą) ale na szczęście jakimś cudem ( a może moję umiejętności wzrosły:-), wszystko kończyło się dobrze.

I tak jeszcze kilka lądowań , nie powiem żeby były łatwe. I ostra jazda na zapalonym Pike:u Dawno już nie miałem takiej jazdy.Model pędził rozpędzając sie z każdym nawrotem. Nie wiedziałem jaka technika nawrotów byłaby najodpowiedniejsza, może jakiś pomiar czasów przelotów wykazałby wyższość któregoś z manewrów.

Wypróbowałem kilka technik, ale największe wrażenie zrobiły na mnie nawroty podobne do jakby bimbnięć w formie ukośnej pętli , w których model nie tylko zwiększał swoją prędkość , lecz także z każdym nawrotem zwiększał wysokość, a po niektórych zakrętach model jak wystrzelony z procy natychmiast znajdował sie na pozycji następnego zakrętu. Takiego Pike’a jeszcze nie widziałem. Termika była niezła. Ale owocowało to również efektami odwrotnymi, gdy mimo silnego wiatru , przekaraczającego 15m/s model tracił prędkość i nie dawał się wogóle rozpedzić, i tylko stojące na drodze wiatru zbocze,rekompensowało duszenie i pozwalało jakoś kontynuować lot.

Miałem przesteń do wyłącznej dyspozycji, Warunki były bardzo wymagające. Szczęśliwy, że pomyślnie zakończyłem loty, z lekko drżącymi rekoma spakowałem model i ruszyłem w drogę powrotną. jakiś tam następny trenin i nauka zaliczone, czy będzie z tego jakiś zysk nie wiem, ale frajda była wielka.

  To był udany dzień , takich dni życzę wszystkim  , którzy się w to bawią niekoniecznie na poziomie zawodniczym.
      Waldek
Posted in Dziennik lotów and tagged , , .