Słońce ,wiatr prosto w oczy. Dla wielu zapowiedź niepowodzenia, jednak nie dla szaleńców którzy tylko na to czekają. Prognozy były niezłe, a rzeczywistość niemal równie piękna.
Jak to najczęściej bywa weteran zboczy tego regionu pierwszy ruszył eksplorować co natura dała. Respectem nałożonym na 3200 pocinał na swoim ulubionym ( łatwo dostępnym ale i osobiście zadbanym) miejscu zwanym tutaj Betlejem. To właśnie tutaj ćwiczą zawodnicy swoje umiejętności w lataniu na zboczach adekwatnych do górskich. Gdzie nietrudno o termikę a także o piękne duszenia choć wiatr wieje 13m/s. Ale Kierownik , bo o nim mowa, ma jeszcze inne ważne zadania. Musi sobie robić dużo przerw na rozmowy telefoniczne lub odpisywanie na sms-y tym wszystkim z całej Polski , którzy chcieliby ale, akurat im nie pasuje, nie mogą bo coś tam, pracują , szkoda im modeli, może mają stracha, zwyczajnego lenia ( najczęściej), albo boją się mrozu, do których piszący to się zalicza, gdy jednak jest w okolicach zera z szansą na plus to ruszam. Mniej niż zero zwykle kojarzy mi się ze stratami.
Jednak ja wybrałem mniej górski i nieprzewidywalny teren, dostępny w zasięgu wzroku , gdzie indziej może byłby nazwany klifem, a tutaj trzymając się faktów , po prostu Żwirownią. Twarda ścieżka dojazdowa po mroźnej nocy (ale i twarde pola) pozwoliła na bezproblemowy dojazd i dalej kawałeczek pieszo dojście do stanowiska startowego. Tam oczywiście przydała się mojego wynalazku podstawka do szybowców umożliwiająca postój modelu oraz jego regulacje, a nawet przechowanie nadajnika.( jak by ktoś był zainteresowany mam jeszcze ) Sprawdzenie czy wszystko działa, środek ciężkości wiem gdzie (96) ale kadłub jest krótszy. Obiecałem sobie, że chcę potrenować trochę ostrzej. Nałożyłem w Precisiona do wagi 3400, i w górę. Poszedł bez problemu jeśli chodzi o siłę nośną, gorzej było z wyrzuceniem, bo trzymając w jednej ręce nadajnik a w drugiej model, ten wyrywał się na lewo i prawo.
Przydało by się żyrko chociaż do startu. Ale poradziłem sobie jak zawsze, nadajnik na ziemię, model w dwie ręce i poszedł, nawet równo, to może jednak ma jakieś żyro? No i jazda, zakręty na płasko, wybierane w górę, bimbanie , zawrotem , wywrotem, blisko zbocza i 147,5 m metra od zbocza, po prosu fantastyczna jazda , chwilami nawet zapominałem co ja właściwie trenuję, bo wszędzie nosiło, i już nie ważne czy ten zakręt był w stylu angielskim , austriackim , góralskim czy nizinnym. Tylko słońce płynnie zmieniające swoją dość niską pozycję nad horyzontem wymuszało momentami specjalne manewry antyoślepieniowe lub latanie tylko w lewo od siebie.
Tymczasem Betlejem odwiedził Bartek, i tam dał się wyhasać swojemu Dingusiowi, a na Żwirownię wpadł wszystkim znany tajemniczy projekt Alpha wraz ze swoim wykonawcą Krzyśkiem. Pociskał nieźle, wydając świst inny od typowych modeli tej klasy ( przyczyna znana redakcji), i pewnie jak już się zgrają, coś z tego będzie. Wygląda dobrze, tyle o nim wiemy, reszta wiedzy u producenta. Co jakiś czas zmiana zawodników na niebie, bo choć słońce praży to wiatr chłodzi szybko, jeszcze tylko jakieś twardsze lub miękkie lądowania, Jeszcze Stinger w górę i już 16. Bartek rwie do domu, Kierownik też ponagla ( w tzw. międzyczasie pojawili się na Żwirowni), a tu jeszcze jasno. Już niedługo wiosna?
Pozdrawiam wszystkich niezależnie od , miejsca zamieszkania i latania, poglądów na to gdzie ma być środek ciężkości, ile mają się wychylać stery, wiary w to ,że jego model jest najlepszy, że on sam jest najlepszy, niezależnie od ilości startów w zawodach krajowych i zagranicznych, itp. Itd.,życząc wszystkim najpierw wspaniałej zabawy, przyjacielskiej atmosfery, wzajemnego szacunku i współpracy bez zawiści, zazdrości czy innych takich spraw. Proszę nie psujcie sobie radości z tego co robicie. A może zaprocentuje to dłuższym życiem, a już na pewno ciekawszym.
Waldek