Gościnny klif

Dzisiaj Klif szczodrze ugościł nas ( Piotr, Jurek i Waldek) i nasze śmigacze tym co ma niemal zawsze w pakiecie. Bonusem była przestrzeń powietrzna wolna od miękkolotów i cała łąka wolna od postronnych obserwatorów.

       Ci którzy bywają wiedzą o czym piszę. Zabrakło nam tylko czwartego, jak do brydża , abyśmy mogli przetrenować cięcie baz, nie pozwolił nam na to sprzęt.. Naprawimy ten mankament następnym razem i wystarczy trzech zapaleńców, by w komfortowych warunkach przeprowadzić trening. Nikt nie musi przychodzić, im mniej ludzi tym lepiej.
         Ale i bez baz było na co popatrzeć. Listwa w swoim stylu żwawo pocinał Toxem, chociaż ten, jak przeważnie, naładowany był jak ciężarówka, ale takie są uroki klifu, tutaj takie sztuczki przechodzą.
         Kierownik ze swoją tajną bronią budzącą Respect wyczyniał nowe sztuczki w nawrotach i tylko on wie dlaczego jego odblaskowy ścigacz tak błyskawicznie zmieniał kierunek lotu, w dodatku bez straty prędkości. Efekt w locie fantastyczny, jeśli potrafi utrzymać takie parametry lotu to przetasowania w rankingach pewne. Chyba ,że wielki brat AP pozbawi tak nielicznych, którzy mogą tak wiele, zarówno możliwości organizacji zawodów jak i udziału w nich.
        Póki co całe podium PP i MP dla południa, a tu zabawa trwa, Zawsze można stworzyć własną ligę.
         Wracając do przyjemniejszych spraw, czyli naszego Eldorado jakim jest Klif, ja zajmowałem się oblotami i testami naprawionych modeli, których wytrzymałość sprawdzałem w lotach DS. Wytrzymałość modeli i poprawność pilotażu, wyszły bardzo dobrze, gorzej wypadało moje opanowanie i wytrzymałość napięcia, jakie powstaje w trakcie narastania prędkości. Ale powoli obserwuję wzrastającą odporność i serce choć nadal przyspiesza to  już mniej dynamicznie.
         Zmieniająca się w ciągu dnia wilgotność i spadająca temperatura, a może tzw. temperatura odczuwalna trochę zniechęciła Piotra i Jurka do pozostania na klifie. Oddalili się po dłuższej rozmowie ( to także plus takich spotkań), która tak jak i treningi wniosła nowe spojrzenie na niektóre sprawy te przyziemne i te powyżej gruntu. Ciekawe, że jeszcze możemy odkrywać i uczyć się czegoś nowego.
         Następnych kilka godzin miałem Klif do wyłącznej dyspozycji i chyba skorzystałem z tej możliwości bardzo wyczerpująco, aż żal było wyjeżdżać gdy wiatr wciąż trzymał moc i kierunek, a słońce było jeszcze wysoko.
       Idzie wiosna, i oby klif chciał nas nadal gościć na swoim stoku, bo to sympatyczne miejsce.
Posted in Dziennik lotów and tagged , .