Magnetyczna i uzdrawiająca moc Klifu

Rzadko ostatnio zdarza się, że na północnikowych zboczach można spotkać większe grono lubiących żeglowanie na wietrze. Jednak Klif swoim urokiem i czarem przyciąga wszystkich, którzy znają to miejsce i mają czas by tu wpaść.

Tyma razem przewinęła się tu spora paczka towarzystwa i ich sprzętu.

Ruchem lub bezruchem jak zwykle zawiadywał towarzysz Kierownik i tylko chwilami był ciszej gdy wystartował swojego Respecta i ciął strugi powietrza. A wiatr wiał lajtowo 3 w porywach może 5 m/s, opływ był laminarny i nawet zawietrzna w rotorach była jakby laminarna, co wielokrotnie stwierdzał Waldek (czyli ja) ze śmigaczami Eldorado i Stinger, każdorazowo kończąc loty na zboczu przejściem na tzw. DS-a. Niestety a może stety pozostali uczestnicy pikniku nie chcieli spróbować tego kawałka deseru, więc w całości pozostał tylko dla mnie.

Już na początku rzuciłem hasło żeby tak może potrenować na bazach, ale spojrzenia niektórych mówiące „ no chyba zwariowałeś’ oraz mniej interesujące odpowiedzi, zgasiły i mój zapał. Cóż duch w „Team-ie” chyba wyparował, trza będzie wymyślić inne metody treningu, albo znaleźć innych chętnych. Jak się gdzieś ukrywają niech się ujawnią ( to taki apel). Ja ze swej strony mam pomysła żeby zorganizować Puchar Klifu ( z nagrodami ?), który rozgrywany byłby tylko na Klifie, przez cały rok. Szczegóły innym razem, ale chyba nie uda się stworzyć reguł sprawiedliwych także dla półnudników.

Wracając do tego pięknego dnia, to lubicieli Klifu było wielu. Z Respectem do klifu pojawił się Andrzej, W przelocie Vi(y)kosem był Dr.eS i po krótkim pokazie niewątpliwych umiejętności zniknął ze startowiska. Toxyczną sprzętowo i nie tylko część towarzystwa stanowili Maciek, Piotr a później jeszcze Listwa. Dwaj pierwsi zabrali ze sobą do przewietrzenia nie tylko modele ale i część swoich rodzin. Zaś ostatni przyjechał barrrrdzo zdenerwowany i jak zwykle ciężko naładowanym Toxiciem ciął wiatr czasami goniąc nim Kierownika, co widać na zdjęciach,  tak dla ukojenia nerwów a może dla zabawy. Na szczęście wszyscy uczestnicy wakacyjno-rekreacyjnego treningu odjechali cali, zdrowi, niektórzy wyciszeni i odstresowani, a ich sprzęty także nie doznały uszczerbku. Jedynymi wyczerpanymi po pobycie na klifie były akumulatory w modelach, a miejsce po naszym pobycie stało się jakby czystsze.

Zapewne nie wszystko co tu napisałem to prawda, może niektóre rzeczy widziałem inaczej niż tam obecni,  ale i tak nie zmieni to faktu przyciągania Klifu.

Posted in Dziennik lotów and tagged , , , , , , , , .