Wiatr może i nie rozpieszczał, ale było momentami słonecznie i ciepło. Spragnionych klifu było wielu i poza stałymi bywalcami, oglądaliśmy Spidera oraz jeszcze nie uzbrojonego Toxica.
Latanie wymagało stalowych nerwów i podejmowania błyskawicznych decyzji, gdyż porywy wynosiły wprawdzie 3 m/s, ale momentami spadało do zera i trzeba było salwować się szybką ucieczką na klif, aby nie skończyć w objęciach zimnej morskiej wody.
Czego jednak nie robi się dla tych chwil przyjemności 🙂
Widać również, że pogoda na wybrzeżu zaczyna wracać do normy i tak jak w ub. roku przed Walentynkami, tak i w tym, klif w Mechelinkach zaprosił do siebie. To chyba jednak miłość z wzajemnością 🙂