Niedziela nie należała do najcieplejszych, było na tyle zimno że Andrzejowi zamarzły wąsy 🙂
W tym dniu byliśmy podzieleni na dwie ekipy Kierownik i Artur latali na wschodniej a Andrzej,Listwa i Damian na Żwirowni. Loty trwały krótko – max 10 min – bo bez czucia w palcach ciężko się lata.
Nie obyło się bez kraks. Andrzej przy lądowaniu leciał tak szybko, że nie zauważył jak jego model odwraca się na plecy i wali w ziemie. Na szczęście ułamał się tylko rożek statecznika i latał dalej. Listwa tez miał szczęście i za pierwszym razem tylko wypiął się snap od klapy , a za drugim pękł pręt popychacza.
Damian przy ostatnim lądowaniu złamał kadłub w dwóch miejscach i uszkodził skrzydło.
No i był jeszcze z nami Doktor, a że starość nie radość to chłop nie wziął aparatury (znowu).
Dzień był ciężki i emocjonujący …. a wiało z jakieś 7 m/s.
„Damian”