Szczególnie loty ślizgowe wszystkich makiet szybowców były tak łudząco podobne do dużych szybowców, że co jakiś czas pojawiała się konsternacja, czy obserwujemy makietę? czy pełnych rozmiarów szybowiec. Holownik intensywnie pracował i co chwilę mniejsza lub większa makieta wzbijała się w powietrze.
W tzw. międzyczasie dowiedziałem się, że muszę przygotować sobie do lotu dodatkowo Discusa 2C, którego wezmę po locie na Arcusie z instruktorem.
Laszowanie szybowców w PL odbywa się przy akompaniamencie zakuwanych instrukcji użytkowania w locie szybowców, drobnego „egzaminu” i kilku startów i lądowań pod okiem instruktora. We Francji było zgoła inaczej. Instruktor zadał mi pytanie, czy briefing dla innego laszującego się pilota na Discusa 2C, którego byłem świadkiem dzień wcześniej, był dla mnie wystarczający, czy mam jakieś pytania/wątpliwości. I to w zasadzie tyle 🙂
Owy briefing polegał na wskazaniu prędkości charakterystycznych dla szybowca (który zwykle jest do odczytania w kabinie), wskazaniu sposobu na wygodne usadowienie się w szybowcu, kilka drobnych uwag co do charakterystyki szybowca, jego wyposażenia i „gałkologii” – zrzut kabinki, ustawienie orczyków … Jakby prawie NIC, ale w sumie było to wystarczające.
Rytm życia na lotnisku w St.Auban też wyglądał całkowicie inaczej, niż na znanych mi lotniskach w PL. Dzień rozpoczynaliśmy od śniadania około godziny 8.00, odprawa około 9.30-10.30, wyhangarowywanie i ustawienie szybowców na starcie. Potem przerwa na drugie śniadanie i sprawne starty od godziny 12-13. Jakby więcej luzu i spokoju z naciskiem na wypoczynek w wygodnym miejscu, zamiast czekania w pełnym słońcu na uruchomienie się termiki.
Tego dnia, po locie na Arcusie instruktor polecił mi przyciągnięcie na start Discusa i kontynuowanie lotów solo do zachodu słońca. Instruktor zabrał kolejnego ucznia i okazało się, że zostałem na lotnisku w zasadzie sam. Na wieży jeden człowiek z radiem, pilot holówki i modelarze w trakcie pogaduch. Kamień serca mi spadł, gdy podchodząc do modelarzy zauważyłem pilota modelarskiej holówki. Kto jak kto, ale modelarze wiedzą jak podpiąć szybowiec, jak podtrzymać skrzydło i zadbać o podstawowe bezpieczeństwo. Niby to takie proste, ale nie znam przypadkowego przechodnia, który zrobiłby to w sposób właściwy. Nawet po krótkim „szkoleniu”, przypadkowa osoba jest ciągle zagubiona.
Chwila spędzona z modelarzem, pozwoliła na kontakt i wymianę modelarskich doświadczeń. Mój nowy znajomy z Francji (Jérôme) okazał się bardzo wszechstronnym modelarzem i szybko wskoczyliśmy na temat naszych doświadczeń z latania w F3F 🙂 Modelarstwo pięknie łączy.
Z Jérôme wszystko poszło bardzo sprawnie, poprosiłem o holówkę, po chwili Delta Hotel behind Victor 3, Speed 130km/h, towards Vaumuse. Holówka naprężyła linę, Jérôme uniósł skrzydło i przez 2-3 sekundy zastanawiałem się czy będę potrafił tym latać, czy nic nie przeoczyłem, czy faktycznie nie ma jakiegoś instruktora na ziemi. Osiemnaście metrów pięknie zapracowało, szybowiec zareagował niczym „Junior” i cieszyłem się z każdej minuty spędzonej nad Alpami.
Na koniec tego pięknego dnia, instruktorzy poprosili o ciasne hangarowanie, gdyż w hangarze musiały zmieścić się modele, które widzieliśmy do południa 🙂 Miło było obserwować, jak w dużym ośrodku szkoleniowym jakim jest CNVV podchodzi się do modelarzy i modelarstwa. W jak przyjemnej atmosferze modelarze mogli się hangarować obok szybowców wartych 100-300k EUR/szt i wszystko współgrało w idealnej symbiozie. Wieloma płaszczyznami charakteryzował się mój wyjazd szkoleniowy do Francji. Doskonałe doświadczenie.